Z Wojciechem Sierpowskim, założycielem Klubu DesignForum, rysownikiem i znanym polskim dziennikarzem motoryzacyjnym – rozmawia Maciej Stanisławski
Proszę nam powiedzieć, jak doszło do powstania DesignForum?
– Pomysł na DesignForum narodził się właściwie wiele lat wcześniej. Już jako mały chłopiec rysowałem samochody i chciałem być stylistą. Życie potoczyło się trochę inaczej, ale w momencie, gdy zostałem dziennikarzem, zająłem się „designem” i tak jakby odczuwałem mniejszą potrzebę szukania możliwości zmiany zawodu, dziennikarstwo bardzo mi odpowiadało. Zająłem się m.in. sportem samochodowym, rajdami, ale… cały czas rysowałem. Najczęściej do szuflady, chociaż niektóre moje wskazówki dla początkujących, młodych stylistów publikowałem na łamach tygodnika Motor. Zmiana nastąpiła w momencie prezentacji nowego polskiego samochodu, jakim miał być Wars.
To był rok 1986, a prezentacja miała miejsce na terenie zakładów FSO?
– Dokładnej daty nie pamiętam. Ale chyba tak. Dziennikarzom zabroniono wtedy wykonywania jakichkolwiek zdjęć, ale… nie było mowy o rysowaniu. Oczywiście następnego dnia miałem już gotowy rysunek. Z chęcią zamieszczano go nie tylko w Motorze. W zasadzie od tego się wszystko zaczęło, ponieważ prasa zagraniczna też dowiedziała się, że w Polsce powstał prototyp dość nowoczesnego samochodu i poproszono mnie, żebym przesłał im rysunki Warsa. I te rysunki, jak również moje wyobrażenie o nowym „polskim” samochodzie – czyli Cinquecento – ukazały się w wielu czasopismach na całym świecie, m.in. w Japonii, w Peru – wycinki mam do dzisiaj. Tak zaczął się etap rysowania samochodów, których nie ma… Czyli „jak wyobrażasz sobie jakiś tam samochód”. Tego było coraz więcej, w związku z tym opłaciło się szkolić. Szkoliłem się we własnym zakresie, chyba udało mi się osiągnąć pewien poziom, skoro dwie austriackie gazety motoryzacyjne zatrudniły mnie na stałe jako rysownika. Wiadomo, nowe modele ukazywały i ukazują się dosyć często. Robiłem także różne nowe wizje. Oczywiście, kiedy dzisiaj patrzę na te rysunki, wiem, że wykonałbym lepsze. Ale właściwie mało się dzisiaj rysuje, więcej wizji wykonuje się na komputerze. I chociaż sam ich na komputerze nie wykonuję, to dyryguję osobą, która posługuje się komputerem. Wychodzi to dość dobrze. Są niemal 30 DESIGN NEWS Polska [www.designnews.pl] styczeń 2006 doskonałe. Dzięki temu nadal mam bliski kontakt z rysowaniem samochodów. W międzyczasie poznałem wielu stylistów, byłem w wielu ośrodkach designerskich na całym świecie. Chciałem coś zrobić i dla nich, i dla młodych rysowników, którzy dopiero zaczynają. Także dla studentów. Zacząłem organizować konkursy, przy czym gazeta stwarzała niewielkie, ograniczone możliwości ilustrowania (prezentacji) całego konkursu, bo jeżeli nadchodziło około 500 prac, a ja miałem do dyspozycji kolumnę, 1,5 albo najwyżej 2, to można było pokazać powiedzmy 3 do 5 prac…
Jednym słowem, ścisła czołówka, sami finaliści…
– Nawet nie. Ale tak to mniej więcej wyglądało. Teraz mamy wspaniałe narzędzie jakim jest Internet, tam to wszystko kontynuuję w – powiedziałbym – doskonalszy sposób. Przeprowadzamy konkursy, wgląd w te konkursy mają praktycznie wszyscy styliści na całym świecie – jeżeli tylko mają ochotę wejść na naszą stronę, a z tego co wiem – wchodzą. Generalnie, stworzyliśmy klub DesignForum, którego zadaniem jest tak jakby kontaktowanie młodych polskich rysowników ze stylistami z całego świata. I to wychodzi, lepiej lub gorzej. Ci ludzie już nie rysują po domach, sami, do wspomnianej szuflady, tylko jest to oglądane, zwłaszcza że organizujemy specjalne stoiska podczas m.in. Poznań Motor Show, prace są prezentowane szerszemu ogółowi, zapraszam stylistów i rysowników, mają bezpośredni kontakt. Z tego mogą rozwinąć się dobre rzeczy, mamy już sygnały, iż tak się w istocie dzieje.
Podczas ostatniej edycji Poznań Motor Show państwa stoisko cieszyło się sporym zainteresowaniem, tym bardziej, że można było podziwiać na nim nie tylko rysunki, ale i gotowe pojazdy, w fazie prototypów, ale już także jeżdżące – jak na przykład polski Clic, wersja dostawcza i kabriolet, który właściwie jest już o krok od wdrożenia… chociaż chciałoby się, żeby to nastąpiło szybciej, wcześniej…
– Tak, można powiedzieć, że to był w ogóle światowy debiut Clica. Jak to się dalej rozwinie, to już problem producenta. Jest to właściwie jedyny projekt polski, jaki się rozwija. Tak, jak Pan wspomniał, pojawiają się pojazdy prototypowe – była to już szósta wystawa w Poznaniu – tutaj najbardziej aktywny jest Giorgetto Giugiaro, on zawsze przesyła nam swoje ciekawe prototypy. Ale gościliśmy również innych słynnych stylistów, Zbyszka Maurera z Alfy Romeo i Raphaela Bretechera z KIA Design, z niemieckiego ośrodka…
Zbyszek Maurer – imię sugeruje, iż jest to nasz krajan…
– Tak, Zbyszek jest z Polski, wyjechał kiedyś do Kanady, potem za sprawą konkursu designerskiego – z pomocą Justyna Norka, również Polaka, szefa designu w Idei trafił do Włoch i znalazł zatrudnienie w Centro Stile w Alfa Romeo i tam do dzisiaj pracuje.
Czy orientuje się pan, ilu Polaków, ile polskich nazwisk figuruje na listach zatrudnionych w liczących się biurach projektowych światowych koncernów motoryzacyjnych? Nie mówię tutaj tylko o osobach odpowiedzialnych za projektowanie całych nadwozi, bo tych raczej nie będzie wiele, ale jakieś detale nadwozia, elementy karoserii?
– Dlaczego, całe nadwozia także, można tutaj wymienić kilka osób. Może nie każdy jest stuprocentowym Polakiem, np. Joe Piaskowski pracujący w Kalifornii, w ośrodku Hyundai- Kia. Jego trzeba byłoby spytać, czy jest Polakiem, ale polskiego pochodzenia chyba na pewno. Dalej wspomniani Zbigniew Maurer i Justyn Norek. Także Maksymilian Szwaj, pracował dla Rovera, później przeniósł się do Michigan, do ośrodka Porsche, a teraz pracuje dla BMW. Dla BMW pracuje Thomas Sycha, w Jaguarze Tadeusz Jelec – od wielu lat. W Fordzie Tomasz Jara, Aleksander Turski w Volvo – z tym że ten ostatni odpowiada za aerodynamikę i pracuje w firmie, która wykonuje projekty na zlecenie Volvo.
Jakie widzi pan szanse przed Polakamistylistami?
– Szanse są wyrównane, nie jesteśmy już traktowani jako zaścianek Europy, czy wręcz Azja. Z drugiej strony chyba teraz już nikt na to nie patrzy, skąd dany stylista pochodzi. Wiem o stylistach z Chin, którzy robią wielką karierę, stylistach z Tajlandii… Z krajów, w których do niedawna motoryzacja istniała w niewielkim stopniu, była zapożyczona czy wręcz kupiona. Produkowano tam samochody, owszem, ale nie było „kultury” konstruowania samochodów.
Można zaryzykować stwierdzenie, że u nas ta „kultura” była, tylko produkcji brakowało.
– Oczywiście. A podsumowując ocenia się tylko rzeczywiste możliwości i talent rysownika. Jest tylko jeden problem. Mieszkańcowi Europy Zachodniej jest łatwiej dostać się do Pasadeny, czy Pforzheim w Niemczech, ponieważ ich… stać na to. Natomiast dla Polaka jest to już dosyć skomplikowane. Trzeba wyjechać, trzeba żyć, żeby żyć i studiować trzeba pracować, a jak się pracuje, to niewiele już czasu starcza na… rysowanie.
Może przyszłość kryje się w polskich ośrodkach, na polskich uczelniach, wydziałach wzornictwa przemysłowego akademii sztuk pięknych?
– Być może, tylko problem polega na tym, że ludzie, którzy kończą Pforzheim czy Pasadenę mają prawie pewne zatrudnienie. Jeżeli człowiek nie jest poniżej pewnego poziomu, to firmy muszą go wziąć, dlatego że cały czas potrzebują świeżej krwi, świeżych pomysłów. Nie mogą polegać tylko na „przepłukanych” przez dwadzieścia lat pracy głowach. Bo takie już nic nie wymyślą.
Proszę powiedzieć, ile prac jest przysyłanych na ogłaszane na łamach DesignForum konkursy, np. „Sen o Warszawie”, czy na projekt współczesnej wersji Syreny?
– Mogę powiedzieć, że na konkurs MASKiA przyszło dokładnie 999 prac. To jest dużo. Ehab Kaoud, który przyjechał dwa lata temu na rozstrzygnięcie konkursu na projekt FordaT100 – właśnie na DesignForum – przez cały dzień oglądał około 700 prac na CD. Dużo prac jest łatwo odrzucić. Są słabe zarówno jeśli chodzi o wykonawstwo, jak i konstruktywność pomysłu. Ale nagle okazuje się, że wybieranych jest tych 100 prac, które naprawdę są sensowne. Przy tylu pracach trzeba starannie wyważyć werdykt. I wtedy zajmuje to trochę czasu.
Innymi słowy potencjał twórczy jest. Czy Polska miałaby szansę stać się takim ośrodkiem stylistycznym, biorąc pod uwagę liczbę osób i jakość pomysłów – patrząc na projekty na www.designforum.pl wiele z nich chciałoby się oglądać w rzeczywistości, na ulicach.
tu tańsze, dla wielu osób byłoby to szansą. Ale nie da się tego zrobić pokątnie, trzeba by mieć poparcie ośrodków stylizacji i… producentów. Jeżeli tego nie będzie się miało, to takie przedsięwzięcie nie będzie docenione i wysiłki tych ludzi także pozostaną w cieniu.
Jeśli chodzi o polskich producentów, to na ich pomoc raczej nie można by liczyć. Polska niestety nie jest potęgą motoryzacyjną.
– Ja myślę raczej o światowych firmach. Dzisiaj świat się bardzo skurczył, stał się globalną wioską. Między innymi za sprawą Internetu. Tak jak producentom opłaci się kompletną fabrykę tutaj „zrzucić”, tak samo można zrzucić tutaj w paczce szkołę, albo przynajmniej poparcie, bo szkołę znalazłoby się niejedną. I zapewne nie tylko rysownicy z Polski chcieliby tutaj studiować. Przykład – Bratysława, szkoła DESIGN-u z wydziałem samochodowym… Tamtejsza szkoła istnieje już kilka lat, a Polacy… też tam studiują.